Im dalej od domu, tym kobiet w mediach mniej

Grafika artykułu "Im dalej od domu, tym kobiet w mediach mniej"

Świadomość wśród wydawców i dziennikarzy jest coraz większa, ale problem wciąż nie znika. Dlaczego?

Im dalej od domu, tym kobiet w mediach mniej. Znacznie częściej są bohaterkami materiałów o tematyce lokalnej, a jako dziennikarki - zwykle na takie tematy piszą. Wciąż nierzadki jest obraz pięciu komentatorów-mężczyzn rozmawiających w studiu o prawach kobiet czy dostępie do aborcji. Wywołuje to złość i zażenowanie, ale jest też symbolem debaty publicznej w Polsce. Bo mniej kobiet w mediach to niepełna demokracja.

Najpierw garść danych z krajowego raportu Globalnego Projektu Monitorowania Mediów opublikowanego w styczniu tego roku. Jego koordynatorkami i autorkami są badaczki dr Greta Gober i dr Margaret Amaka Ohia-Nowak, które od lat działają na rzecz sprawiedliwości społecznej w mediach. To kolejne badanie, które pokazuje stały trend - w polskich mediach mamy do czynienia z niedostateczną reprezentacją kobiet. Ta reprezentacja jest bardzo ważna i nie może być bagatelizowana - bo nie chodzi wyłącznie o problem z zapraszaniem do mediów ekspertek i komentatorek, ale też z kreowaniem narracji, która kobiety wyklucza. A liczby mówią same za siebie - z raportu GPMM wynika, że tylko 7 procent wiadomości w polskich portalach informacyjnych stawia w centrum perspektywę kobiet, a i tak przeważają newsy dotyczące np. celebrytów i opieki nad domem.

Kobiety w mediach - kolejny aspekt niewidzialności. "Im dalej od domu, tym kobiet mniej"

Kolejny stały trend to to, że w mediach informacyjnych kobiety wciąż pojawiają się głównie w kontekście sfery prywatnej i domowej, a nie publicznej i zawodowej (jak mężczyźni). Jeśli są pokazywane, to najczęściej jako naoczne świadkinie (według badania GPMM - 63 proc.) i "przeciętne obywatelki" (50 proc.). Częściej są przedstawiane jako studentki lub osoby dopiero zdobywające wiedzę, rzadziej jako polityczki czy przedsiębiorczynie. Często w ogóle nie przypisuje się im zawodu, uwypukla się za to relacje rodzinne - są dla kogoś żonami, córkami itd. Jednocześnie kobiety rzadko proszone są o podzielenie się wiedzą ekspercką lub o przedstawienie stanowiska danej osoby czy organizacji (wciąż są też mało widoczne wśród rzeczników prasowych - niespełna 19 procent wśród 223 osób).

W omawianym badaniu na tapet wzięto 29 września 2020 roku i 446 newsów opublikowanych i wyemitowanych w Polsce tego dnia. I potwierdziło się - obecność kobiet we wszystkich badanych przekazach medialnych oceniono na 27 procent i jest to wartość utrzymująca się na podobnym poziomie od lat. Przy czym - co istotne - nie tylko kobiety są pomijane w dyskusji publicznej. Stwierdzono również, że w mediach praktycznie wcale nie ma przedstawicieli różnych mniejszości w Polsce (dotyczy to zarówno mniejszości etnicznych, jak i też np. osób z niepełnosprawnościami). "Nie ma ich nawet w wiadomościach, które ich dotyczą" - stwierdzają autorki raportu.

Ale - wracając do samych kobiet - w badaniu w oczy rzuca się jeszcze jedna kwestia: świat się zmienia, a trend niewidzialności kobiet mediach jest stały od lat (potwierdzają to badania GPMM wykonywane od 1995 roku). Badaczki wskazują: "jeśli na obecność kobiet w newsach spojrzymy z perspektywy geograficznej, tj. tego czy dany news dotyczył zdarzeń o znaczeniu lokalnym, krajowym, regionalnym czy międzynarodowym, to okazuje się, że im dalej od domu, tym kobiet jest mniej w newsach". Z badania wynika, że kobiety najczęściej pojawiały się w wiadomościach o zasięgu lokalnym (53 proc. podmiotów wiadomości).

Co ciekawe, również w przypadku dziennikarek potwierdza się teoria o "lokalności" - z badania GPMM wynika, że kobiety w roli reporterek częściej pracowały przy tworzeniu wiadomości regionalnych, a rzadziej przygotowywały wiadomości o zasięgu i znaczeniu międzynarodowym (te wiadomości często stanowiły w dniu badania 33 proc. wszystkich wiadomości). Wykazano też, że jeśli media "od kulis" mają twarz kobiet, to - zwłaszcza w telewizji - z pewnością jest to twarz kobiety młodej. Prezenterki, zwykle znikają z mediów po przekroczeniu magicznej bariery 50 lat (niemal zawsze są też wyraźnie młodsze od prezenterów).

Działa efekt spirali. "Gdy chcemy porozmawiać o problemie, przychodzi szef zespołu"

Przyczyn pomijania głosu kobiet w mediach jest wiele - działa efekt spirali, bo z jednej strony kobiet nigdy nie będzie w mediach tyle samo, co mężczyzn, jeśli nie będą do nich zapraszane. Z drugiej - wciąż na stanowiskach zarządzających (także w partiach politycznych, nawet tych lewicowych!) zasiadają prawie sami mężczyźni. To sprawia, że to właśnie oni są częściej zapraszani do studiów nagraniowych i audycji. Mimo że liczba ekspertek i przedstawicielek w rządach i instytucjach stale się zwiększa, to rzadko jest im oddawany głos.

Nie o to chodzi, że brakuje kobiet ekspertek, bo ich jest bardzo dużo. Choćby w dziedzinie nauk ścisłych pracuje ich w naszym kraju mnóstwo - więcej niż w wielu krajach bardziej rozwiniętych. Jednak, gdy chcemy porozmawiać o jakimś problemie, dokonaniu czy badaniach, do studia przychodzi szef zespołu - prawie zawsze mężczyzna

- tłumaczył Filip Marczyński z Radia Wrocław podczas debaty w Biurze Parlamentu Europejskiego w Polsce.

W świecie polityki wygląda to podobnie - partie "oddelegowują" do wypowiadania się w mediach często ciągle te same osoby. W wielu redakcjach od lat funkcjonują też utarte listy osób zapraszanych do programów, a niektórzy eksperci przyjmują wręcz rolę dyżurnych - zawsze szybko odpowiedzą, szybko autoryzują wypowiedź.

Sytuacja po wyroku TK, czyli mężczyźni mówią o sytuacji kobiet i nie czują zgrzytu.

W sumie od zawsze tak się składa, że niemal wszystkimi partiami kierują mężczyźni. Nie ma ani jednej liderki parlamentarnego ugrupowania politycznego. To, że w Polsce wpływ na prawo mają obecnie w większym stopniu mężczyźni, a nie kobiety, i to oni w zasadzie rządzą w polskiej polityce, to już nie nasza wina, a decyzja partii politycznych i ich wyborców

- tłumaczył Tomasz Matwiejczuk, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej i rzecznik prasowy Polsatu. Pytano go o jedno z wydań "Śniadania w Polsat News" po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, w którym goszczono samych mężczyzn (byli to Marek Suski, Włodzimierz Czarzasty, Sławomir Neumann, Robert Winnicki, Władysław Bartoszewski, Paweł Sałek, a program prowadził Piotr Witwicki). Na stację spadła krytyka w mediach społecznościowych. Sytuacja powtórzyła się też w TVP Info - w poniedziałek dwudziestego szóstego października w "Minęła 9" o wprowadzonym przez wyrok TK zakazie aborcji ze względu na wady płodu dyskutowało pięciu mężczyzn. "Polska w pigułce" - posypały się komentarze.

Również w TOK FM do jednej z audycji poświęconych tematowi wyroku TK zaproszono prawie samych mężczyzn - później stacja przeprosiła za tę decyzję.

To, że media były w stanie odwrócić - przynajmniej częściowo - trend niewidzialności zapraszanych do programów kobiet, pokazały zresztą kolejne dni po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Autorzy badania opublikowanego w 2021 r. przez Instytut Zamenhofa ("Media bez kobiet") wykazali, że w dyskusjach o prawach kobiet, które ożyły w Polsce po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, w mediach faktycznie przez jakiś czas pojawiało się więcej kobiet komentatorek (stanowiły przez moment 46 proc. wszystkich gości).

Czy to była stała zmiana? Niestety nie - gdy po czterech tygodniach emocje wokół wyroku okrzepły, udział kobiet w programach publicystycznych (radiowych i telewizyjnych) spadł do 21 procent. Największy problem z pokazywaniem perspektywy kobiet mają media publiczne (tam udział kobiet w programach to tylko szesnaście procent - w badaniu przytaczane są przykłady z Polskiego Radia i Telewizji Polskiej).

Dziennikarze i wydawcy często nie są świadomi tej nierówności i jej skutków, a gdy się z nią zetkną, próbują ją racjonalizować. Twierdzą, że zapraszając gości do rozmowy w studio, kierują się tylko 'merytorycznym charakterem' wypowiedzi gościa

- wypunktowano w raporcie Instytutu Zamenhofa.

Dodatkową przeszkodą jest zjawisko określane przez ankietowanych dziennikarzy i wydawców zapraszających ekspertki do programów jako przesadna ostrożność do wyrażania swojego zdania.

Z relacji dziennikarzy prowadzących programy publicystyczne wynika, że problem małej liczby kobiet w mediach może mieć także swoje źródło w pewnej niechęci kobiet do publicznego zabierania głosu. Powodem może być brak czasu wynikający z nierównego podziału i nadmiaru obowiązków domowych oraz niepewność wobec własnej kompetencji. Powtarza się opinia, że mężczyźni nie mają żadnych problemów z zabraniem głosu, nawet gdy nie mają wiedzy specjalistycznej na dany temat. Kobiety są w tej kwestii bardziej zachowawcze

- czytamy w raporcie. Cytowana w nim Katarzyna Włodkowska z "Dużego Formatu" przyznaje: "Kobiety wątpią w swoje kompetencje, nie chcą być też "ekspertkami od wszystkiego" (i dobrze), ale te trudności nie mogą być usprawiedliwieniem". Druga kwestia to wspomniana już mniejsza dostępność kobiet, które - nawet, jeśli pracują zawodowo - wciąż w przeważającej większości wykonują więcej obowiązków domowych i częściej zajmują się dziećmi. Bez systemowego wsparcia i uszanowania ich pracy, ekspertek nie będzie w mediach tyle, co mężczyzn.

Co można zrobić, żeby zadbać o większą demokratyzację głosów kobiet w mediach?

Na świecie pojawiały się różne pomysły - w 1982 roku w Norwegii powstało na przykład radiOrakel uważane za pierwszą feministyczną stację radiową. Impulsem do jej założenia była chęć oddania głosu wyłącznie ekspertkom - komentatorkom, dziennikarkom czy DJ-kom. To się udało. Z kolei pięć lat temu stacja BBC powołała do życia projekt 50:50. Jego inicjatorem jest Ros Atkins, dziennikarz i prowadzący, który postawił sobie za zadanie, by zwiększyć liczbę zapraszanych do swojego programu kobiet do 50 procent. Pomysł, który miał się zrodzić po tym, jak spędził godzinę, słuchając audycji radiowej bez udziału kobiet, odniósł sukces, a po kilku miesiącach dołączyło do niego ponad 500 zespołów w ramach redakcji BBC na całym świecie i ponad 25 zewnętrznych organizacji partnerskich. Po dwóch latach zespoły dziennikarskie porównały swoje wyniki - aż 74 proc. z nich zrealizowało cel 50:50.

Z pewnością warto aktualizować bazy ekspertek i ekspertów oraz dbać o zachowanie zasady 50:50, można też korzystać m.in. z Ekspertki.org - ogólnodostępnej bazy ekspertek przygotowanej przez zespoły Krytyki Politycznej i Fundacji "Kobiety Nauki - Polska Sieć Kobiet Nauki".

Prawdą jest, że osoby odpowiedzialne za przygotowanie programów muszą często wykonać dodatkową pracę, by do kobiet-ekspertek dotrzeć.

Podobnie jak w każdym innym przypadku, w którym trzeba wyjść z ram stereotypu, by zyskać nowe spojrzenie na sprawę. Nie chodzi o wytwarzanie sztucznych reguł, a o przywrócenie zasady demokracji i inkluzywności. To tak, jak w przypadku patronek ulic - kiedyś ulicom nadawano nazwy m.in. od imion władców, wieszczy, świętych czy duchownych - o równouprawnieniu nie było nawet mowy. Dziś kobietom stopniowo "oddaje się ulice" - niektóre miasta starają się nawet wprowadzać zasadę parytetów w kontekście płci nowych patronów. W tej kwestii wyróżnia się m.in. Poznań. W 2018 roku tamtejsza rada miasta zdecydowała, że przez cały rok nazwy ulic, placów i skwerów przyznawane będą wyłącznie kobietom (na liście proponowanych patronek znalazły się m.in. poetka Wisława Szymborska, pisarka Maria Dąbrowska, znana koszykarka Małgorzata Dydek czy księżna Dobrawa). Efekt? W 2018 roku w Poznaniu przybyło 26 patronek ulic, skwerów i placów, a rok później miasto przyjęło uchwałę nazewniczą, w której zobowiązało się do zachowywania właściwej proporcji płci wśród nowych patronów. Nie obyło się bez burzliwej dyskusji, a w jej trakcie podnoszono często jeden argument: w ilu miastach i miasteczkach swoje ulice mają Mickiewicz, Kościuszko i Sienkiewicz? Ten pierwszy w aż 690. Czy to znaczy, że należy unieważniać dorobek Mickiewicza? Nie, ale czy nie warto np. pochylić się też nad zasługami kobiet-poetek lub docenić ich wkład w historię?

Listę rekomendacji i rad oraz szczegóły omawianych w tekście badań można znaleźć w raportach Instytutu ZamenhofaGPMM.

Przelicz swój niewidzialny etat na pensję.

niewidzialna
invisible
unsichtbare
ósýnileg
niewidzialna
invisible
unsichtbare
ósýnileg

Niewynagradzana praca kobiet to filar funkcjonowania społeczeństwa i korzystamy z niej wszyscy.

– Caroline Criado Perez, Niewidzialne kobiety, przeł. Anna Sak

Dlaczego to ważne

Nie można mówić, że Polska się rozwija, i nie wspomnieć o nieodpłatnej pracy w domu. Opieka nad członkami rodziny i domem spada najczęściej na kobiety, wypycha je z rynku pracy i przerzuca na nie koszty wielu męskich karier.

Mówimy tej nierówności STOP. Chcemy Polski, w której kobiety i mężczyźni mają równe prawa i szanse na rynku pracy. Musimy sami dostrzec, ile mamy niewidzialnej pracy w domu i jaka jest jej wartość.

Nasz kalkulator i ważne teksty naszych dziennikarek to pierwszy krok w debacie, która nie może czekać.

Przelicz swój niewidzialny etat na pensję

Przelicz swój niewidzialny etat na pensję

Uruchom kalkulator